środa, 16 lipca 2014

Ile wieści w poście się zmieści?


Bywam leniem. Ale za to kreatywnym. Mogłabym na przykład podać co najmniej 20 powodów, które stały mi na przeszkodzie w pisaniu bloga przez ostatnie kilka miesięcy. Ale czy nie byłoby to marnowaniem Waszego i mojego czasu?
W ramach ''słowa na niedzielę'' proponuję wieści z ostatnich miesięcy, które tak oto się przedstawiają:

1. WYPALENIE.
Żeby chociaż zawodowe...właściwie OBY zawodowe, ale nie, bynajmniej. Wypalił się we mnie bezkrytyczny zachwyt nad Turcją. Znany mi (i Wam zresztą też) jest mój kryzys, który przeżywam w środku lata i w środku zimy, kiedy to wszystko mi nie w smak i chcę wracać do Polski, która wówczas jawi mi się jako raj na ziemi. Tak właśnie znowu jest.

2. PRACA.
Czynnik, który przede wszystkim przyczynił się do popadnięcia w wyżej opisany stan. 
Ten sezon pod tym względem zaczął się obiecujaco. Rozpoczęłam pracę (nielegalną oczywiście, ze względu na mój brak prawa do pracy - niezaznajomionym z wątkiem prawa do pracy legalnej w Turcji dla cudzoziemców wyjaśnię tylko po krótce, ze uzyskanie go graniczy z cudem) w 4* hotelu na recepcji. Hotel bardzo ładny, praca załatwiona oczywiście po znajomości, co wiązało się z kilkoma herbatkami wypitymi z odpowiednimi ludźmi w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Nie bez powodu wyczuwacie kryminalno-komediowy klimat sytuacji. Praca była ciekawa, ba, nawet na tyle, że z nadmiaru adrenaliny trzeba było jednak z niej odejść. Cóż, powiedzmy, że miałam dość uciekania na ulicę, bo przyszła kontrola, a ja przecież pracuję, ale jakobym nie pracowała ;) Na pewno jednak nie zapomnę moich menagerów i właścicieli hotelu, którzy trzeba im to przyznać, byli jednymi z najinteligentniejszych i najlepiej wykształconych Turków, jakich podczas ostatnich kilku lat tutaj poznałam. Studiowali, mieszkali, a potem wiele lat pracowali w Stanach, między innymi zajmując się managementem tureckich gwiazd muzyki klasycznej. Dużo by opowiadać i szkoda, że wtedy nie pisałam bloga. Ale przy tamtym trybie pracy (12h oczywiście i bez wolnych dni), byłoby to trudne.
Wątek pracy w tym sezonie jest długi i skomplikowany. Gdzieś po drodze zdarzyła mi się praca w szeroko rozumianej turystyce. Nawet miałam okazję wykorzystać licencję pilota wycieczek (a właściwie wiedzę zdobytą podczas kursu), ale w związku z tym, że jak każda praca w TR, ta też wiązała się z ukrywaniem z wiadomych przyczyn i uzasadnionymi podejrzeniami, że jestem śledzona, niestety pewnego dnia przyszło mi się poddać i rzucić i to.
Ba, nawet praca na bazarze nie jest mi obca! Ale to już chyba wątek na oddzielną notkę, bo taką chyba popełnić muszę - w końcu nie każda Polka ma okazję pracować na tureckim bazarze sprzedając owoce ;) Taki to awans mnie spotkał!

3. KOLEŻANKI.
Nie zmieniłam zdania na temat tureckich koleżanek. Właściwie ostatnie miesiące przyczyniły się do pogłębienia mojego rozczarowania nimi. Większość otaczających mnie Turczynek jest (przepraszam, będzie dosadnie) dwulicowa, nachalna, narzucająca się, prosta (żeby nie powiedzieć prostacka), niewykształcona i nie przejawiająca żadnych większych ambicji, mściwa, knująca intrygi, zakłamana. To oczywiście obserwacje na podstawie MOICH doświadczeń. Obyście mieli inne ;) Oddając im sprawiedliwość muszę dodać, że znam może 2-3, które zdecydowanie są inne, z którymi zawsze jest o czym porozmawiać, choć trzeba sie pilnować, bo narzucanie się to chyba narodowa cecha Turków, przez nich samych rozumiana jako gościnność, otwartośc i towarzyskość.

4. IM LEPIEJ POZNAJĘ LUDZI, TYM BARDZIEJ KOCHAM ZWIERZĘTA.
Zgodnie z powyższym :) A konkretnie mam dwa do kochania. W lutym A. na Walentynki przyniósł ślicznego, puszystego, białego króliczka, a właściwie panią królikową - Duygu, a za miesiąc dołączyła do naszego teamu siostra Duygu - Asli/Miki Fare, która wygłodzona 
i wychudzona wyglądała bardziej jak mysz niż jak królik (stad ''fare'' czyli po turecku mysz). Obie mają się wyśmienicie, jak widać na załączonych obrazkach:


Aslı/Miki fare

Duygu



Razem :)


5. MUZYKA
Wiosną miałam genialną kilkumiesięczną przygodę muzyczną - poznałam świetnego nauczyciela z ogromnym doświadczeniem i talentem pedagogicznym. Miałam niezapomniane lekcje z teorii tureckiej muzyki klasycznej w połączeniu z praktyką. Nie będę Was tutaj zanudzać szczegółami, ale mam jedna radę - czymkolwiek się zajmujecie, co wymaga nieustannego dokształcania się, zmieniajcie co jakiś czas swoich mistrzów - to daje zdrowy dystans i nowe spojrzenie zarówno na dziedzinę, którą się zajmujecie, jak i na siebie.


6. PODRÓŻE.
Cóż, zbyt wiele tego nie było. Ale miałam w końcu okazję zobaczyć słynną Błękitną Lagunę w Ölüdeniz - póki co najpiękniejszy kawałek morza jaki dotąd w Turcji widziałam.









Choć i tak część z Was pewnie powie, że nie ma jak Marmaris ;) Dla tych niepoprawnych wielbicieli przesyłam 2 zdjęcia, które zrobiłam niedawno pewnego wczesnego poranka (jak na moje zerowe umiejętności fotograficzne, uważam je za moje zdjęcia roku ;))