"Dwie dziurki w nosie i skończyło się" -
jak mawiała moja prababcia. Tydzień z rodziną minął bardzo szybko.
Ale tak to już jest, że zawsze czas spędzony w dobrym towarzystwie
szybko mija.
Kiedy ostatnio byliście z rodziną na wakacjach? Bo ja jakieś 20 lat temu :) Później pomysł wspólnych wakacji z rodzicami i bratem, w porównaniu do wyjazdu pod namiot lub na last minute ze znajomymi, jawił mi się raczej jako kara. No, ale z perspektywy upływającego czasu i życia na emigracji wszystko się zmienia. Wszystko.
Mieliśmy tylko tydzień, a ja miałam tysiąc pomysłów, co chcę im pokazać. Przy okazji zauważyłam, że mam swój prywatny program zwiedzania, który realizuję z odwiedzającymi mnie znajomymi z Polski. W programie znajdują się moje ulubione miejsca w Marmaris i realizacja programu zależy oczywiście od tego ile mamy czasu, choć okazuje się, że na końcu i tak weryfikowana jest przez indywidualne upodobania osoby mnie odwiedzającej/fundusze/pogodę/a nawet fazę cyklu hormonalnego ;) Ale moje żelazne punkty zwiedzania to:
1. Kawiarnia Castle Cafe - drugi najwyższy punkt w centrum miasta, skąd rozpościera się piękny widok na Marmaris, z każdego z trzech tarasów. Dodatkowa atrakcja - dochodzimy do niej małymi uliczkami starego miasta.
2. Yiğit Lokantası (dla miejscowych: Haci) - czyli knajpa, słynąca z najlepszego iskendera (rodzaj kebaba z baraniny, podanego na pieczywie, polanym roztopionym masłem, sosem pomidorowym i jogurtem) i wyjątkowo niskich cen (większość Turków wstydzi się nawet powiedzieć, że czasem chodzi tam na obiad!). Właścicielem restauracji jest haci (muzułmanin, który odbył pielgrzymkę do Mekki) i jest to chyba jedyne miejsce w Marmaris, które zamykane jest na czas modlitwy i (uwaga!) na cały dzień w Ramadanie (!!!) do godzin wieczornych, kiedy rozpoczyna się iftar (kolacja po całym dniu postu). Głównie przychodzą tam robotnicy, rodziny wielodzietne, i każdy, kto pracuje w okolicy, chce zjeść tanio i dobrze. Całość wygląda jak bar mleczny, gdzie przesuwacie się z tacą i bierzecie kolejno dania i desery, jak na stołówce szkolnej. Na dole znajduje się sala modlitewna, która usytuowana jest po drodze do toalety, więc, kiedy np. mężyczyźni się w niej modlą, czasem do toalety przejść przez korytarz nie można (!!!) :)
|
Iskender w "Haci". |
3. Spacer po marinie, pośród luksusowych jachtów i kawa po turecku w Kahve Dunyasi (turecka sieć kawiarni).
4. Kawa po turecku lub jabłkowa herbata w maleńkiej kawiarni na tyłach Bar Street (szczerze mówiąc to nie znam jej nazwy) z pięknymi dekoracjami w osmańskim stylu.
5. Bar Street - i tutaj wszystko zależy od tego z kim zwiedzam :) Jeśli ze znajomymi spragnionymi zabawy, to zwiedzanie w tym przypadku = clubbing. Jeśli tak, jak ja lubię, z osobami otwartymi na poznawanie kultury tureckiej przez muzykę, to Türkü Bar, czyli turecka muzyka na żywo (kończy się w rezultacie tańcem). Jeśli z rodzicami, to oznacza to przejście od początku do końca Bar Street i uciekanie od tłumu i hałasu, gdzie pieprz rośnie ;)
|
Tutaj: wesele, które skończyło się w barze (standard), panna młoda przy mikrofonie. |
6. Meryem Ana - podobno najlepsza restauracja z domowym tureckim jedzeniem w Marmaris. Babcie lepią manti (takie mini tortellini) na waszych oczach.
|
Manti. |
7. Midye (małże w muszlach nadziewane pikantnym ryżem), jedzone tam, gdzie akurat sprzedają.
|
Najsłynniejszy midyeci (sprzedawca midye) w Marmaris :) |
8. Wycieczka do Icmeler na dziką plażę (nie dla koleżanek Turczynek - one w większości preferują eleganckie plaże z leżakami i chłodnymi napojami) i jeśli mamy rower/motor/samochód, to też na tzw. wzgórze zakochanych.
10. Którekolwiek ze wzgórz w Marmaris.
11. Panorama Cafe - najwyższy punkt widokowy w Marmaris. Mała restauracja na tarasie mieszczącym 6 stolików. Widok i muzyka warte uwagi.
12. Degustacja künefe - mojego ulubionego deseru.
13. Jakakolwiek wycieczka (czy zorganizowana, czy nawet taksówką wodną) statkiem, gdzie wypływamy na morze i naszym oczom ukazują się takie oto widoki:
13. Opcjonalnie: Turunç/Akyaka/Selimiye/Ölüdeniz.
Mimo, że ja sama byłam w tych miejscach wiele razy, zawsze sprawia mi wielką przyjemność pokazywanie ich moim gościom. Lubię obserwować ich reakcje. Wspólne zwiedzanie (i w ogóle podróżowanie) wiele mówi nam o ludziach w dość krótkim czasie. Krótszym, niż w naturalnych warunkach stopniowego poznawania się. O tym jak postrzegają świat, ale też jaki mają temperament, upodobania, styl życia. Świetnym tego przykładem jest porównanie mojej przyjaciółki z moimi rodzicami. Ona, po zrealizowaniu prawie wszystkich punktów wyżej wymienionych, pojechała ze mną na rowerze do Yalanci boğaz - portu oddalonego 11km od Marmaris (czyli 22 km łącznie). Ja byłam totalnie wykończona i wróciłam ze złamanym pedałem w ręku (więc mój rower też chyba miał dość ;)), a ona, chodząca cały rok regularnie na fitness, miała nadal mnóstwo energii. Za to, kiedy chciałam zabrać rodziców na spacer po promenadzie wzdłuż całego Marmaris, mój tata, na co dzień jeżdżący samochodem nawet do sklepu oddalonego od domu 500 metrów, ostro zaprotestował. Po dotarciu zaś ze mną do amfiteatru, nie wyraził w ogóle zainteresowania wdrapaniem się na sam szczyt, żeby podziwiać widoki, przycupnął na pierwszym schodku i zapalił z mamą papierosa (dobrze, że chociaż mój brat sportowiec zawsze wyraża chęć wdrapania się na wszystko i spróbowania wszystkiego, co wiąże się z wysiłkiem fizycznym bądź adrenaliną ;)). Wśród moich gości szybko da się zauważyć różnice w podejściu do Turcji, do poznawania nowej kultury, otwartość na próbowanie nowych rzeczy, na kwestionowanie cudzych i własnych poglądów. Za jedne z najlepszych momentów ostatniego tygodnia uważam dyskusje na tarasie Kahve Dünyası z moimi rodzicami i nauczycielem muzyki na temat historii Związku Radzieckiego, polityki Turcji, Polski, USA. Ostatniego dnia siedzieliśmy z rodzicami, bratem i A. na naszym małym balkonie z rozłożonymi mapami po polsku i turecku (mamy w domu takie dyżurne atlasy, co to je lubimy wyciągać od czasu do czasu), analizując granice Imperium Osmańskiego i losy Polski pod zaborami. Na uwagę zasługuje również fakt, że przed tą analizą, zanim jeszcze A. przyszedł z pracy, zachciało nam się jajecznicy na bekonie :) A że bekon przywieźli mi z całą walizką innych prezentów, niezwłocznie urządziliśmy sobie jajecznicowo-bekonową ucztę przed powrotem A. do domu, który z oczywistych względów nie mógłby się do tej uczty przyłączyć (na niego czekał potem menemen - rodzaj tureckiej jajecznicy z warzywami).
Wartością dodaną wakacji jest również świeże spojrzenie z lekkiego dystansu na swoje życie. Nowe otoczenie inspiruje do nowych przemyśleń, co często kończy się planowaniem motywującym nas do rozwoju i podejmowania decyzji nierzadko w efekcie zmieniających nasze całe życie. No i nie ma to jak porządna, rodzinna burza mózgów :) Mieliśmy taką niejedną w ciągu ostatnich dni. Z czasem przekonamy się, co z niej wyniknie.
Tym z Was, którzy są po wakacjach, życzę tego, żeby nie zapominali o tych marzeniach, które im podczas urlopu przyszły do głowy, kiedy to mieli ze sobą i z najbliższymi osobami lepszy kontakt niż zwykle. Jednak trzeba sobie dać czas, na zweryfikowanie swoich marzeń w rzeczywistości, przemyślenie wszystkiego jeszcze raz w domu, nie w wakacyjnym raju, kiedy wszystko wydaje nam się możliwe, bo świeci słońce. Tym zaś z Was, którzy dopiero na urlop się wybierają, życzę jednego - miejcie uszy i oczy szeroko otwarte - NA ZEWNĄTRZ i DO WEWNĄTRZ.