niedziela, 19 czerwca 2011

Wesele :)

Moi znajomi wczoraj pobrali się. Niestety nie mogłam przyjechać do Polski, czego bardzo żałuję, tym bardziej, że są to pierwsi z moich wszystkich najbliższych znajomych, którzy się pobrali (!!!!). Ale dzięki ich uroczystości dowiedziałam się jak bardzo skomplikowanym przedsięwzięciem jest zorganizowanie ślubu i wesela w Polsce. Trzeba zorganizować i zaplanować bardzo dużo rzeczy i zazwyczaj ta organizacja rozpoczyna się na min. 2 lata przed planowanym wydarzeniem (!!!!), wiąże się ze stresem, dokonywaniem nieskończonej ilości wyborów itd. - kto przeżył, ten wie.

W Turcji to nie jest takie skomplikowane. Pewnego dnia wracając do domu zauważyliśmy, że na skrzyżowaniu dróg, jakieś 10 min spacerkiem od centrum naszego miasteczka zbiera się spora grupa ludzi. Ustawiali na środku drogi plastikowe białe krzesła, kilka osób było wyjątkowo elegancko ubranych (tutaj oznacza to, że np. kobieta ma fryzurę prosto od fryzjera - najczęściej nawinięte wcześniej na grube wałki loki, nierozczesane, ale spryskane mocno lakierem, ciężki makijaż i sukienkę, której przynajmniej jeden elemnet musi się błyszczeć). Spytałam A. co oni tutaj szykują, na co on: jak to co, wesele! :) Ja na to: ale tak na środku drogi? On na to: no raczej! Żeby wszyscy mogli przyjść! Ja: a to my też możemy? A.: no pewnie :) 

Tak oto zupełnie przypadkiem znalazłam się na tureckim weselu. Przyszliśmy nie zaproszeni, ale A. wytłumaczył mi, że to bardzo dobrze dla pary młodej, bo im więcej gości, tym świadczy to o bardziej udanym weselu. Zresztą wszędzie było tyle plastikowych krzeseł, ustawionych wokół miejsca do tańca, że podejrzewam, że spokojnie mogłoby jeszcze przyjść przynajmniej 100 nie zaproszonych wcześniej gości. 

Część gości siedziała i obserwowała co się dzieje, ale znakomita większość była na parkiecie. Parkiet: 95% kobiet, z czego ok. 10% w wieku zbliżającym się do 100, a tańczących...żywo, oj żywo! Instrumentarium grupy dbającej o oprawę muzyczną, dojrzałam z oddali: klarnet (obowiązkowo!), bardzo duży bęben, darbukę, zurnę - instrument dęty, drewniany, bardzo specyficzna barwa, świdrująca w uszach (obowiązkowo!), tradycyjnie keyboard, nierzadko też gotowy podkład. 

Panna młoda: lat 20, ubrana tradycyjnie w białą suknię, tyle, że bogaaaato zdobioną (jak na moje oko, to zużyto kilka kilogramów brokatu). Co ciekawe - mało się uśmiechała. Raczej bardzo stonowana w gestach i mimice. Żeby było jasne - nikt jej do ślubu nie przymuszał (to niewielka miejscowość, więc wszyscy o sobie wszystko wiedzą, toteż A. zrelacjonował mi mniej więcej historię ich związku). Pan młody: lat 22, ubrany elegancko, z mniejszym połyskiem niż panna młoda, jednak wydaje mi się, że "na włosach żel mu jak srebrzysty księżyc lśnił" :) Pan młody w odróżnieniu od damy jego serca, całym sobą wyrażał radość z zaistniałej sytuacji, w czym niesamowicie przypominał mi koguta, ale oceńcie sami (uprzedzam, jakoś moich video i zdjęć nie jest zbyt dobra, a to dlatego, że robię je małą tzw. małpką):


Co zaś tyczy się gości - większość niespecjalnie przejmowała się strojem, jedynie najbliższa rodzina. Reszta wyglądała jedynie nieco lepiej niż codziennie. Żadnych stołów z jedzeniem, żadnego siedzenia, biesiadowania, picia itp. Jeden tylko niewielki stół dla pary młodej i może jeszcze świadków. Ale nie widziałam go dobrze, więc nie wiem co dokładnie na nim było. Co jakiś czas przechadzało się między gośćmi dwóch panów - jeden rozdawał lokmę (tradycyjne słodycze tureckie), drugi polewał dłonie wodą kolońską (to bardzo popularne w Turcji - po posiłku wszyscy przecierają dłonie wodą kolońską, zazwyczaj o zapachu cytryny - pozbywamy się bakterii i odświeżamy - bardzo przyjemne, orzeźwiające).

Wszyscy natomiast skupieni byli na tańcu. I oczywiście żaden tam taniec w parach. Tradycyjne, pstrykanie palcami "na raz" (po latach słuchania jazzu, wciąż podświadomie szukam synkopy, a tu nie ma! :)), metrum - czasem banalne, czasem....jak dla mnie skomplikowane, dla Turków zupełnie naturalne, krok - zazwyczaj do przodu i do tyłu - trochę jak salsa, ale w tureckim wydaniu :) To, co mi się podobało najbardziej, to tańczące staruszki. Ale jak tańczące! Z pełnym zaangażowaniem i energią! :) Nie udało mi się niestety wszystkiego zarejestrować, ale mam chociaż to:



No i oczywiście tradycyjna mieszanka kobiet - od tych w chustach na głowie, skromnie ubranych, po te w mini-spódniczkach na wysokich obcasach. Wszędzie oczywiście mnóstwo dzieci. Dzieci zdaniem Turków przynoszą szczęście, dlatego w każdej rodzinie powinna być minimum dwójka.

Generalnie cała impreza sprawiała wrażenie dość spontanicznej, prostej, gdzie treść jednak mimo wszystko brała górę nad formą. To chyba zresztą typowe dla Turków. Tutaj jednak często np. zastawa stołowa, strój itp. ma drugorzędne znaczenie przy różnego rodzaju spotkaniach. Ważniejsze jest to, że jesteśmy razem. To się czuje. I to mi się podoba :)

6 komentarzy:

  1. Ale moi znajomi jednak mieli piękny ślub i piękne wesele - mierząc kryteriami stosowanymi pod każdą szerokością geograficzną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie cierpię tureckich wesel, maskara dla mnie, byłam na paru i powiedziałam sobie w życiu NIE! Swoj ślub i wesele miałam na Cyprze Północnym i było to typowe kameralne (tylko 17 osób było wliczając Nas) wręcz europejskie wesele. Nie zgodziłam się na tureckie i żadna silą nie mogla mnie do tego przymusić, wiec jeśli mój mąż chciał się ze mną ożenić to musiał wybrać skromniejszą wersję. Co ciekawe obawiałam się ze później będzie żałował, ale teraz mówi, ze zrobił dobrze słuchając się mnie i nie żałuje ani minuty z naszego ślubu i wesela. Co więcej znajomi zasypują go nadal pytaniami, jak to możliwe, ze wyszło to tak udanie i jak to można zorganizować samemu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ingalill, a to ciekawe! :) Czemu nie lubisz tureckich wesel? Że takie "bazarowe" trochę? W sensie: kiczowate? Swoją drogą lubię też takie małe, klimatyczne, europejskie wesela, choć lubię i takie z pompą - wszystko zależy od tego jaka jest atmosfera - to jest najważniejsze.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja myślałam, że z jeszcze większa pompą się odbywają, że jedzenia też jest full.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja bardzo lubię wesela i najlepiej właśnie na nich mi się bawi. Jednak całkiem niedawno sama występowałam na takiej imprezie gdyż jestem świeżo po ślubie. Dopiero wtedy zauważyłam, że zorganizowanie takiej imprezy wbrew pozorom nie jest łatwe. Fajnie, że mogliśmy skorzystać z pomocy nostresswedding.pl to na szczęście wszystko się udało tak jak chcieliśmy.

    OdpowiedzUsuń