sobota, 20 października 2012

Evimiz çok güzel olacak - inşallah! Czyli budujemy nowy dom :)

20 października, 16.30. Wychodzę z E. (nasz dobry znajomy, mój szef, a w zasadzie mój były szef, bohater ostatniej notki) z morza. Woda nadal ciepła, słońce za pół godziny schowa się za największym hotelem przy naszej plaży. Wszystkie prognozy wskazują na to, że nieodwołalnie jutro spadnie deszcz. I będzie padał całe 4 dni. Prawdopodobnie to ostatni dzień pracy dla A. i ostatni dzień lata. Zmieni się wszystko. A na pewno wszystko w naszym życiu.

Kilka dni temu podjęliśmy decyzję o przejściu do nowego etapu - wynajęliśmy mieszkanie. NORMALNE MIESZKANIE. Nie tzw. apartament, czyli małe, turystyczne mieszkanko, z którego po sezonie wakacyjnym trzeba się wyprowadzić. Zdecydowaliśmy się na normalne mieszkanie, w normalnym bloku-kamienicy, pośród wielu tureckich i mieszanych rodzin i par. 

Szukanie naszego domu okazało się być nie lada wyzwaniem. Nie jestem w stanie pojąć czemu tutaj nie robi się tego tak jak w Polsce, czyli nie szuka się ogłoszeń w internecie i gazetach (mało kto w ogóle je tam zamieszcza). Zamiast siedzieć wygodnie na kanapie z komputerem i telefonem w ręku i przeglądać zdjęcia kolejnych miejsc mogących potencjalnie stać się naszym przyszłym domem, przemierzaliśmy niezliczone kilometry PIESZO zaglądając ludziom do okien (nie inaczej!). Będąc właścicielem mieszkania na wynajem w Marmaris, nie musisz się fatygować i zamieszczać żadnych ogłoszeń i jeszcze nie daj Boże za nie komuś płacić. Przyklejasz sobie w oknie karteczkę z napisem "KIRALIK", czyli "na wynajem" i masz z głowy. Kiedy A. pracował, ja nie chciałam tracić czasu i całymi dniami wypatrywałam na każdej, przysięgam każdej, nawet najmniejszej uliczce Marmaris tych właśnie uroczych karteczek....Bezskutecznie (z wyjątkiem zakwasów, które mam do dziś!). Miasto okazało się być bardziej zatłoczone niż kiedykolwiek przedtem. I znowu zadziałał niezawodny kolektywistyczny system informacyjny - znajomi i rodzina. Wszyscy pytali wszystkich o mieszkania i w ten właśnie sposób znaleźliśmy nasze niestety jeszcze dalekie od ideału nowe lokum (co ciekawe - "lokum" z tur. tzw. turkish delight, czyli tradycyjne tureckie słodycze).

Mieszkanie jest w centrum Marmaris, co dla nas będzie bardzo wygodne. Jest duże, podniszczone i czeka nas gruntowny remont, co wprawia mnie zarówno w stan ekscytacji, jak i zdenerwowania. Będziemy malować, dekorować, urządzać itd., czyli to, co chyba większość kobiet lubi, a nawet w czym się spełnia. Czy mnie to dotyczy? Jeszcze nie wiem, spytajcie mnie za jakieś 3 tygodnie. Co najważniejsze - właścicielka mieszkania mieszka w kompletnie innej części miasta, wystarczająco odległej, żeby nie zawracać nam głowy jak poprzedni właściciele. Przy tej okazji pozwolę sobie wspomnieć o ostatnim wybryku naszego - i tak najlepszego jak dotąd - właściciela, który po tym jak pożyczyliśmy wieczorem 2 krzesła stojące na korytarzu, z którego od kilku miesięcy nikt nie korzystał, nie dość że przyszedł i zażądał natychmiastowego zwrotu krzeseł W TEJ WŁAŚNIE CHWILI, to jeszcze następnego dnia zamknął cały korytarz (z krzesłami, jedynie krzesłami)....na kłódkę....Pozostawiam to bez komentarza...

ALE....i to "ale" to jest całkiem poważne "ale"....zamieszkamy 2 minuty od morza, 3 minuty od dwóch supermarketów, 10 minut od bazaru, 10 minut od ścisłego centrum, 1 minutę od przystanku autobusowego i......5 minut od rodziców A. Muszę przyznać, że moje stosunki z rodziną A. zawsze były dobre, a w tym roku zacieśniły się z prostego powodu - mój turecki znacznie się poprawił. To samo mogę powiedzieć o tureckich znajomych. ALE...nadal cenię sobie prywatność i myślę, że to się nie zmieni. Polubiłam gości, rozmowy, gry w OK. Ale nadal nie wyobrażam sobie częstszych wizyt rodzinnych niż np. raz w tygodniu. W związku z tym będzie to dla mnie wielki test asertywności. 

Na szczęście póki co nie pobieramy się :) Dlaczego "na szczęście"? Mam aktualnie przyjemność uczestniczyć w przygotowaniach do ślubu i nowego życia, które wkrótce rozpocznie siostra A. z jego przyszłym szwagrem. Myślę, że ten temat zasługuje co najmniej na osobną notkę. W każdym razie szczerze jej współczuję...I aktualnie bardzo sobie cenię naszą niezależność. Nikt nie ciągnie mnie z całą turecką rodziną do sklepów z firankami, dywanami, sprzętami RTV i AGD i nie rozprawia na ten temat godzinami. Nikt mi nic nie narzuca, nie doradza. Nasze mieszkanie najpewniej dalekie będzie od typowych tureckich mieszkań z zupełnie prostego powodu - nie jestem Turczynką, mimo, że niektórzy chcieliby, żebym nią była (ten temat na pewno zostanie również wkrótce opisany, bo to wysoce bulwersująca mnie kwestia!). Nasz związek jest fuzją dwóch różnych kultur i myślę, że zawsze będzie się to wyrażać we wszystkich naszych wspólnych działaniach. Od dekorowania mieszkania, po styl życia, wartości, dezycje.

Moi Drodzy, mam dla Was mnóstwo nowych historii do opowiedzenia! :) Będzie też wkrótce dużo zdjęć, ale to niespodzianka :) Dlatego dziś zadowolcie się tekstem, a wkrótce zadowolę Was czymś więcej. 

Pozdrawiam Wszystkich, którzy się nie ujawniają w komentarzach, ale są tutaj nadal :)

PS. Słońce właśnie zaszło, turyści poszli na kolację i być może zrobiłam właśnie ostatnie zdjęcie plaży tego lata:


5 komentarzy:

  1. Fajny wpis, ciesze się , że jesteś chociaż rzadko pisujesz to jednak, zawsze Twoje wpisy po długim czasie są bardzo interesujące, poprawiają nastrój, sa wyczerpujące. Pozdrawiam ciepło tym razem z Polski , Ingalill.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpadlam na chwıle do kafejkı ınternetowej, bo chwılowo nıe mam netu w domu ı co wıdze...Ingalill :) Bardzo mı sıe mılo zrobılo :) Dzıekuje Cı ı pozdrawıam Cıe serdecznıe. Mılego pobytu w PL :) A moze napıszesz notke co tam porabıasz? Dla odmıany chetnıe poczytalabym o Polsce, tym bardzıej z Twojej perspektywy.

      Usuń
  2. Witam
    Ujawniam sie..Pomimo,ze nie komentuje zawsze z ciekawoscia czytam kolejne notki.Tym bardziej,ze Twoje spostrzezenia z zycia w Turcji sa bardzo podobne do moich,zeby nie powiedziec identyczne.
    Pozdrawiam z Yalovej,Marzena

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy raz trafiłam na Twojego bloga, ale od razu kibicuję - w kwestii domu i asertywności. "Dobre rady" rodziny naprawdę mogą być uciążliwe, zwłaszcza podczas kolejnej niezapowiedzianej wizyty.
    Będę tu zaglądać częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Marzenko, dzıekuje, cıesze sıe, ze nıe jestem sama ze swoımı spostrzezenıamı! Pozdrawıam cıeplo :)
    Rodzynkı Sultanskıe, zagladaj kıedy chcesz - w przecıwıenstwıe do wızyt rodzıny tureckıej, wızyty na blogu sa zawsze mıle wıdzıane :)

    OdpowiedzUsuń