środa, 6 lipca 2011

Türkçe az biliyorum - czyli o tym jak to jest uczyć się nowego języka od podstaw.


W İçmeler prawie wszyscy mówią po angielsku - warto dodać: wszyscy mężczyźni. Młodzi ludzie zaczęli naukę angielskiego w szkole, a starsi uczyli się pracując cały letni sezon z turystami - głównie Anglikami. Tutaj niewiele osób mówiąc po angielsku przejmuje się gramatyką, związkami frazeologicznymi  etc. - tak jak my Polacy często się przejmujemy rozmawiając w tym języku z cudzoziemcami.  Celem nadrzędnym jest porozumieć się. A cel uświęca środki. Nikogo więc nie dziwi użycie 3 języków i kilku czasów w jednym zdaniu - najważniejsze to skomunikować się z drugą osobą. Turcy kaleczą więc angielski na wiele sposobów, jednak w efekcie lepiej lub gorzej, ale dogadują się. Najlepiej mówią Ci, którzy np. mieszkali w anglojęzycznym kraju, mieli dziewczynę cudzoziemkę lub pracują wiele lat w szeroko rozumianej turystyce - ich angielski z nienagannym brytyjskim akcentem naprawdę może zaimponować. 

Turczynki, które ja poznaję nie mówią po angielsku w ogóle lub znają jedynie podstawy. I to bez względu na wykształcenie. Zresztą to akurat mnie nie dziwi, że nawet jeśli dziewczyny uczą się angielskiego nawet jeszcze na studiach, to nadal słabo mówią i niewiele rozumieją, bo jednak edukacja edukacją, jednak sprawdza się prawda stara jak świat - praktyka czyni mistrza. 

To, że tureckie dziewczyny słabo znają angielski nie podoba mi się bardzo, denerwuje mnie i często frustruje (bo często utrudnia nawet zwykłe plotkowanie!), ale jednocześnie uświadamia mi też bardzo mocno, że to ja jestem w Turcji i to ja muszę się dostosować i to ja muszę mówić po turecku (zdarzyło mi się, że Turczynka powiedziała mi to wprost). Jednocześnie to, że MUSZĘ się dostosować często budzi mój opór wewnętrzny, bo co innego uczyć się języka, bo interesujesz się daną kulturą, bo lubisz melodię tego języka itd., a co innego jeśli MUSISZ. Nie lubię musieć. Ale jak to mówiła babcia mojej znajomej: "musisz się zmusić" ;) 

Mój turecki w moim odczuciu jest może trochę więcej niż podstawowy, idący w stronę średnio zaawansowanego ;)  Na tym etapie na pewno więcej rozumiem, niż potrafię bezbłędnie powiedzieć. Nie wszystkich rozumiem - to zależy też od wymowy, dykcji. Rozumiem wielu znajomych A., jednak często nie rozumiem jego rodziców. Domyślam się, że to efekt psychologiczny po prostu - przy nich na pewno nie czuję się tak wyluzowana jak przy znajomych A. Zaryzykuję stwierdzeniem, że uważam też, że to takie nasze polskie, że boimy się popełniać błędy językowe, dlatego często rezygnujemy nawet z prób. 

Staram się jednak przełamywać i każdego dnia rozmawiać po turecku bez względu na to ile błędów popełniam i ile salw śmiechu potem wybucha. Od drobnych zakupów po sprawy urzędowe - powolutku radzę sobie i spotykam się z bardzo miłymi reakcjami na mój kaleczony turecki. Dopóki nikt mnie nie zmusza, ani nie namawia jest ok. Alergicznie reaguję na: "Türkçe konuş!" czyli: mów po turecku! U mnie - bez względu na to kto te słowa wypowie - powoduje to natychmiastowy opór. Ale znam siebie na tyle, że wiem, że to nie tylko z tureckim się wiąże - generalnie w sytuacjach prywatnych nie znoszę nacisku. W pracy jestem w stanie dostosować się do różnych warunków  - dla dobra ogółu. Prywatnie nie zawsze.

Są też trudne chwile, kiedy jestem w towarzystwie wielu osób, które mówią po turecku i w pewnym momencie zapominają się i przestają mi tłumaczyć. Radź sobie. Radź sobie z tym, że rozumiesz dyskusję, jest ciekawa, chcesz dołączyć, ale zanim ułożysz zdanie temat zdąży się już zmienić 3 razy. Radź sobie z tym, że z kolejnej dyskusji rozumiesz np. tylko kilka słów i kompletnie nie wiesz, czemu wszyscy się śmieją. Radź sobie z tym, że wszyscy rozmawiają na jeden z Twoich ulubionych tematów, ale ty nie jesteś w stanie sformułować swoich poglądów. Radź sobie z tym, że są takie chwile, że twoja edukacja, osobowość, wszystkie specyficzne cechy charakteru, temperamentu, talenty, poczucie humoru - czyli wszystko to, co wnosiłaś do dyskusji z przyjaciółmi w Polsce, tutaj czasem nie mają żadnego znaczenia i siedzisz jak na tureckim kazaniu. Radź sobie z tym, że czasem czujesz się niewidzialna i nikomu oprócz ciebie to nie przeszkadza. 

O tym się na kursach językowych nie mówi, prawda? A tak to właśnie wygląda. Trzeba czasem naprawdę wiele samozaparcia, żeby się nie zdołować i nie zamykać w sobie, choć to trudne, kiedy jest się osobą dosyć rozmowną i ceniącą sobie interesujący dyskurs nade wszystko ;) 

Jeśli macie dla mnie rady - szczególnie Wy, polskie dziewczyny, które uczycie się tureckiego i mieszkacie tutaj, ale też Wy wszyscy, którzy kiedykolwiek byliście na emigracji - piszcie. 

8 komentarzy:

  1. nie pękaj!!! posiłki z pl nadchodzą;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No coż, masz dużo lepiej ode mnie, po pierwsze mieszkasz w miasteczku i sama załatwiasz sprawy, ja żeby dostac się na zakupy czy aby coś załatwiać w urzędzie czy nawet do lekarza musze wsiadać z mężem w samochód i jechać do miasta 24 km, co wiąże się z tym, że to mąż za mnie mówi, zresztą nawet jakby się nie odzywał i tak każdy by do Niego mówił, bo nie wygląda na Yabanci tylko na swojego, wiec po co się wysilać na rozmowę z kimś kto duka w języku ojczystym? Do tego znajomy - my nie mamy znajomych, mąż ma kolegów z pracy, ale oni Nas nie odwiedzają, maja swoje życie, jakoś w pracy nikt sie z mężem nie przyjaźni, zęby się zapraszać na cay'a po pracy. Nie mam wiec z kim gadać, jeśli już to każdy jest zniecierpliwiony moim dukaniem i ogólnie mnie "olewa". tutaj rzadko kto umie lub chce mówić po angielsku, a szkoda, bo mogłabym być bardziej samodzielna...

    Potwierdzam, że to większość facetów zna angielski niż kobiet. Tylko jedną Turczynkę cypryjską poznałam, która mówi super po angielsku - studiowała w Anglii wiec miała gdzie się nauczyć. W rodzinie męża tylko kuzyni ze Stambułu mówią po angielsku super, ale wiadomo do Stambułu dlatego, wiec kontakt prawie równy zeru.

    OdpowiedzUsuń
  3. Potwierdzam,nawet na europejskiej emigracji mozesz miec super wyksztalcenie,ale bez znajomosci jezyka jestes nikim i mozesz jedynie sprzatac u glupszych od siebie (znam takie przypadki). Od samego poczatku stawialam na jezyk (fr juz troche znalam,i natychmiast wzielam sie za flamandzki-od zawsze mieszkalam po stronie flamandzkiej,choc obecnie 10 km od Brukseli).I od poczatku byly rezultaty, bo znajomosc jezyka jest potrzebna WSZEDZIE i TO JEST PODSTAWA EGZYSTENCJI. Pewnie,ze jednym to przychodzi latwiej innym trudniej (ja ciagle wkuwam angielski i ciagle w pracy wole mowic po fr lub vl, a angielskiego uzywam jak musze, bo wiem,ze nie jest najlepszy). Ale dalej ucze sie i wiem ze nigdy nie bede mowila jak native,ale moze byc tylko lepiej.A wiec tak jak ja uwierz w swoje mozliwosci, chciej byc jak najbardziej samodzielna i.... praktyka najwazniejsza,a co inni pomysla o twojej znajomosci tureckiego mniej gdzies i pomysl sobie,ze znasz jezyki ktorych oni nie znaja. Bedzie dobrze,bo wiara w siebie i czas zrobia swoje....

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzıewczyny, dzıekı za wsparcıe. Ufff.... pısze do Was odpowıedz 3 raz, ale na tym komputerze moj blog szaleje - nıe moge zamıescıc zadnego komentarza.
    Ingalıll - naprawde podzıwıam Cıe ı uwazam, ze jestes bardzo dzıelna. Jo - zgadzam sıe z Toba - jezyk to podstawa egzystencjı!

    OdpowiedzUsuń
  5. i niezaleznosci od meza :-)) Moj jest pol nl pol vl (flamandem) a wiec dwie sknery (to zakodowane od wiekow ;-) w jednym....A ja od kilku lat mam super satysfakcje ze zarabiam 2x tyle co on,ale nic poza tym,bo w domu jest na odwrot ja zarabiam kase,a moj pan jak baba ciagle cos kupuje (najczesciej rozne rzeczy do kuchni lub ciuszki sobie albo elektronike) i wszystko zawsze kosztuje 1/4 wlasciwej ceny
    bedzie dobrze,to dopiero POCZATKI, mmilosc przezwyciezy WSZYSTKO

    OdpowiedzUsuń
  6. Co do ,,Türkce konus" - znam to, slysze to czesto od mojej tesciowej i powoduje to zawsze jedno - wszystko, tylko nie mowienie po turecku. :) Mieszkam w Niemczech i wszyscy tutaj znaja niemiecki, wiec nikt mnie tureckiego przez rozmowe nie uczy... Za tydzien jedziemy z mezem do Turcji, tydzien do rodziny w Istanbule, i reszte do Ordu, miasta rodzinnego meza, gdzie mieszka cala rodzina... I zo pierwszy raz, kiedy jedziemy do turcji sami - bez reszty rodziny z niemiec. Czyli bede zdana na moj turecki... Bedzie zabawnie. Ogolnie bardzo duzo rozumiem, ale tak jak wspominalas, mowic sie boje, aby nie robic bledow. Blokade mam i tyle. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Po trzech latach od napisania tego posta z pełnym przekonaniem stwierdzam, że na nauczenie się tego (i pewnie kazdego innego) języka nie ma lepszego sposobu niż ciągłe obracanie się wśród Turków, którzy NIE MÓWIĄ przy Tobie w innym języku. Najlepiej przebywać z ludźmi w różnym wieku z różnych środowisk (bo naprawdę, każdy mówi nieco innym tureckim). Będziesz miała w takim razie ku temu wiele okazji! Miej uszy i oczy szeroko otwarte i korzystaj ile się da, powodzenia :) Ps. Turcy uwielbiają, kiedy cudzoziemcy mówią po turecku, nawet z błędami, więc w ogóle się nimi nie przejmuj.

    OdpowiedzUsuń